Listopad, czas po błękitnych nocach… Mam wrażenie, że czytam „Błękitne noce” z kilkutygodniowym opóźnieniem, teraz, gdy już błękit przeszedł w szarość i czerń.
Czy może istnieć większe cierpenie dla śmiertelnika, niż patrzeć na śmierć swoich dzieci? – to pytanie wypowiada Didion wielokrotnie. Ono właściwie wydaje się być wciąż obecne w tle. Na jego kanwie pojawiają się wspomnienia, próby uporządkowania sobie trudnych zdarzeń. Wydaje się, że autorka-matka, autorka-żona, autorka-starzejąca się kobieta próbuje zracjonalizować, to co w niedawnej przeszłości rozszarpało jej trzewia i co nie daje w dalszym ciągu spokoju. Wydaje się jakby już nie było powrotu do normalności. Istnieje jedynie świadomość, że dalsza część życia będzie oparta o kruchość, ból i niemożliwy do wyhamowania powolny rozpad.
Bardzo wartościowa jesienna, niewygodna, poruszająca lektura, którą polecam!
Poniższy wiersz pojawia się w książce:
Pogrzebowy blues (W.H. Auden)
Niech staną zegary, zamilkną telefony,
Dajcie psu kość, niech nie szczeka, niech śpi najedzony,
Niech milczą fortepiany i w miękkiej werbli ciszy
Wynieście trumnę. Niech przyjdą żałobnicy.
Niech głośno łkając samolot pod chmury się wzbije
I kreśli na niebie napis: „On nie żyje!”
Włóżcie żałobne wstążki na białe szyje gołębi ulicznych,
Policjanci na skrzyżowaniach niech noszą czarne rękawiczki.
W nim miałem moją Północ, Południe, mój Zachód i Wschód,
Niedzielny odpoczynek i codzienny trud,
Jasność dnia i mrok nocy, moje słowa i śpiew.
Miłość, myślałem, będzie trwała wiecznie: myliłem się.
Nie potrzeba już gwiazd, zgaście wszystkie, do końca;
Zdejmijcie z nieba księżyc i rozmontujcie słońce;
Wylejcie wodę z morza, odbierzcie drzewom cień.
Teraz już nigdy na nic nie przydadzą się.
przekład: Paweł Lesisz